Duszpasterstwo Powołań Honoratki

"Panie, co chcesz abym czynił?"

O dronach, niebie spadającym na głowę, budce informacyjnej z Bełżycach i kilku innych jeszcze, ale o tym później, czyli o wakacyjnych rekolekcjach powołaniowych
„Panie, co chcesz abym czynił”

w wykonaniu Honoratek.


Zaczęło się od pytania podczas wykładu: „Kasia, a może miałabyś ochotę wybrać się na rekolekcje w lipcu?” i po trzech tygodniach jechałyśmy już pociągiem do Olsztyna (tym pod Częstochową).
Podczas tej podróży zapytałam jeszcze: „Ewcia, a te rekolekcje to w sumie o czym dokładniej będą?”
„O powołaniu, ale nie bój się, do zakonu Cię nie zaciągnę”…Tak się zaczęło.

Pierwsze co zobaczyłam w Olsztynie to piękno natury, którym mogłam się cieszyć indywidualnie, podziękowałam Bogu w duchu, że tutaj mnie poprowadził. Z czasem pojawiały się kolejne osoby i w „kameralnym komplecie” rozpoczęliśmy duchową pracę nad sobą. Podążaliśmy za myślą św. Franciszka, jego nawróceniem, słuchaniem woli Boga, podążaniem za Jego Słowem oraz kontakcie z otaczającym światem. Wierzcie mi, Franciszek nie był tylko gościem zachwyconym pięknem śpiewu ptaszków czy rosnących kwiatów. Jego myśl jest głęboka jak Rów Mariański, a pochylenie się nad tym wymaga sporego wysiłku umysłowego, ale dzięki Bogu mieliśmy na pokładzie br. Kamila, który cierpliwie i z dokładnością wiele rzeczy nam wyjaśniał. Jak to jest z powołaniem? Nie było podanej definicji, ale towarzyszyło nad podczas wszystkich rozmyślań, a przynajmniej tak mi się wydaje.


Zostałam poproszona o świadectwo z tego czasu, więc poniżej napiszę kilka punktów – moich myśli, które zabrałam z Olsztyna do Lublina i które nadal we mnie pracują.

  1. Co do tematu powołania to chyba każdy z nas jest powołany do poznania samego siebie i stawania w prawdzie. Jak dla mnie, to jest bardzo trudne zadanie, pewnie dlatego mamy na to całe życie. Stawanie w prawdzie to przyznanie się do tego, że mogłam kogoś skrzywdzić, że mam wady, że upadam i grzeszę.
  2. Druga rzecz to akceptacja tej prawdy, przyjęcie siebie, czyli powołanie do miłości. Realizacja powołania to nie czekanie na idealnego JA, ale rozpoczęcie działania w tym miejscu, w którym jestem, z moimi kaprysami, nadpobudliwością, lenistwem itp.
  3. Bóg działa teraz, dla Niego nie ma czasu przyszłego, Bóg nie uprawia prokrastynacji ;) Jeśli chcę, to już TERAZ mogę przyjąć Jego łaskę, bez żadnych gwiazdek i dodatkowych warunków. Nie ma tak, że jeszcze tylko poprawię się w modlitwie, nie będę przeklinała, źle o kimś myślała i już jako święta mogę stanąć przez Bogiem. On chce mnie taką jaką jestem, bo przecież taką mnie stworzył. Nawiasem pisząc, nie znam historii żadnego świętego, który pomyślał o sobie: „o teraz jestem wystarczająco święty, już więcej nic nie muszę robić”.
  4. Mogę czasami cierpieć w życiu, czuć ból i strach, i to wcale nie oznacza, że Bóg mnie przestał lubić albo coś złego zrobiłam. Przypomniało mi się jak kiedyś przeczytałam; „życie jest po to, żeby się zużyć”. To znaczy, że nieustannie muszę starać się żyć lepiej, walczyć ze swoim grzechem, przełamywać swój lęk i pychę.
  5. W piątym punkcie będzie o „dronie”. Abym mogła stawać przed sobą w prawdzie, nie mogę tracić ze sobą kontaktu. Dron to inaczej spojrzenie na siebie „z góry”, z innej perspektywy, niektóre rzeczy tylko w ten sposób jestem w stanie dostrzec. Modlitwa św. Franciszka to zadawanie dwóch pytań Bogu: „Kim jestem ja, a kim jesteś Ty Boże?”.
  6. Tutaj wyjaśnię jeszcze „niebo spadające na głowę”. Pamiętam, gdy przed rekolekcjami, moja znajoma powiedziała, że wykreśliłaby z języka wiary słowo „musisz”. To prawda, ja nic nie muszę, ja mogę chcieć. Zdałam sobie sprawę, że kimś, komu najbardziej zależy na mnie, jest Bóg. To nie tak, że mi bardziej zależy, ale jest tak, że to On umarł za mnie. Niebo spadające na głowę jest wtedy, gdy pozwalam Bogu, aby działał tu i teraz we mnie w wolności, bez warunków, ale też bez rozkazów kierowanych do Niego.


Myślę, że punktów wystarczy, może ktoś się nad nimi również pochyli. Aaa i jeszcze wyjaśnienie „budki informacyjnej w Bełżycach” mnie czeka. Rekolekcje na drugim końcu Polski to wiele godzin spędzonych w pociągu, ale z drugiej strony, możliwość poznania osób, które dzielą się swoimi doświadczeniami, wiedzą i zwyczajnie pozwalają na wspólną radość. Budka informacyjna to taki symbol tego bagażu własnych doświadczeń, które wnosisz w relację z drugim człowiekiem. Przypomniałam sobie jak można się tym cieszyć ;).

Kasia