Duszpasterstwo Powołań Honoratki

Ku beatyfikacji o.Honorata...

Opis uzdrowienia s. Dominiki Muraszewskiej, honoratki, za wstawiennictwem o. Honorata Koźmińskiego:

"Moja Najdroższa Siostro, […] Mamy jeden cud prawdziwy zdziałany za przyczyną Ojca. Posyłam Siostrze najdroższej opis tego cudu. Trzeba tylko jeszcze świadectwa lekarzy, którzy tę siostrę operowali w Łodzi, więc musiała pojechać pewno. To, co jest napisane w jej zeznaniu możemy wszystkie potwierdzić przysięgą, cały nasz dom tutejszy, a łódzki dom może przysięgać, że była skazana na śmierć, jako nieuleczalna, rakowata. Wszystkich pewno 70 osób może przysięgać. Żeby to nasza przysięga mogła wystarczyć, toby było dobrze. Zasługuje na uwagę ta okoliczność, że ten cud stał się na Jasnej Górze w dniu 2 VII, w pierwszy piątek miesiąca, czyli że Ojciec pierwszy cud jakoby chciał ofiarować Matce Najświętszej swojej ukochanej Opiekunce i Sercu Jezusa. […]

Przyznam się Siostrze najdroższej, że mnie bardzo smuci jedna rzecz, a mianowicie szpital Świętego Józefa w Łodzi, w którym nasza Dominisia była operowana, jest w rękach Przytulanek. Przełożona ich pani Raabe, będąc w zeszłym roku u nas w Częstochowie, sama nam opowiadała, Matce Generalnej i mnie, że Dominika ma raka, żeby ją zabierać czym prędzej z zakładu (siostry nasze mają tam ochronkę i internat dla sierot), bo będzie się rozkładała i będzie się lała ropa i będzie czuć, a teraz bardzo obojętnie tę sprawę traktują i wcale ręki nie przykładają do tego, żeby na doktorach wymóc świadectwo.

[…] Siostra Dominiki, ta co jej Ojciec we śnie obiecał, że jej siostra będzie zdrowa, mówiła też, że jak odwiedzała ją po operacji w szpitalu, to doktorzy powiedzieli jej: „z tej chorej nic nie będzie, bo to rak”. Ona mówi, że pójdzie do przysięgi w razie potrzeby. Siostry nasze łódzkie też przysięgać będą, bo im też to samo mówiono. My, tutaj, tj. 50 osób, możemy przysięgać jak się ten cud stał, bo to na naszych oczach się zrobiło.

Ten guz był tak wielki, że się zwieszał, tak, że go można było wziąć w rękę, ale objąć ręką nie było można. Nasz doktor tutejszy, religijny, zacny człowiek, a przy tym bardzo dobry lekarz, mówił, że zdarza się czasem, że takie guzy się rozchodzą, ale to na 1000 wypadków jeden tylko bywa, a jakeśmy się zapytały czy to też normalne jest, choćby tylko w tym jednym wypadku na tysiąc, że się odzyskuje siły do ciężkiej pracy w ciągu 10 minut, po przeszło rocznym leżeniu w łóżku w strasznych boleściach, ruszył tylko ramionami.

Posyłam obecnie świadectwo lekarskie, wydane przez lekarza łódzkiego, ale, chociaż oni teraz wypierają się własnych słów, że to był rak, jednak cały przebieg uzdrowienia jest niezaprzeczenie cudowny. Nawet dwa cudy w tym jednym były, bo szóstego dnia nowenny do Ojca została nagle uzdrowiona, tj. pozyskała siły do ciężkiej pracy, bóle ustały zupełnie, ale zaraz pierwszego dnia nowenny dostała takich boleści, że musiała na dwa dni pójść do łóżka, guz powiększał się tak, że aż zwieszał się, a ręką objąć go nie było można – trzeciego dnia wstała i znowu zabrała się do pracy, do której guz nie przeszkadzał, ale bóle miała do końca nowenny. Ale pielęgniarka jej zaczęła jej wymawiać jej niedowiarstwo i niewdzięczność i namówiła ją żeby się znowu do Ojca zwróciła. Posłuchała jej, przywiązała sobie znowu ten kawałeczek habitu i „Boże błogosław” Ojca, które jej dałam i zaczęła nowennę. Boleści ustały zaraz, a przy końcu nowenny guz znikł zupełnie, tak, że żaden doktor ani śladu jego dojrzeć nie może. […]

Pan Jezus, jakby chciał zaznaczyć, że chce, aby się modlono przez Ojca przyczynę. Teraz już nikt jej nie przekona, szczególnie po tym śnie, który jej siostra miała, odprawia dziękczynne nowenny do Ojca. Zabrała się już do swego dawnego zajęcia w łódzkiej ochronce. […]

Do naszych Sióstr w Łodzi przyszła parę tygodni po cudzie rodzona siostra naszej uzdrowionej i opowiadała Przełożonej i siostrom, że około uroczystości św. Piotra nie mogąc spać nad ranem, zaczęła odmawiać różaniec za swoją siostrę i płakała myśląc o niej, czy żyje jeszcze, czy umarła, i tak ze łzami zasnęła. Miała sen, że przyszedł do niej jakiś kapucyn, położył jej rękę na ramieniu i powiedział: „nie płacz, twoja siostra będzie zdrowa”. Nasza Przełożona (miejscowa) zapytała, jak wyglądał ten kapucyn? – odpowiedziała: stary, głowę miał gołą i brodę dość długą, siwą ale rzadką. Wtedy pokazała jej Przełożona Ojca fotografię a ona wyciągnęła ręce i zaczęła krzyczeć: „to ten, to ten”.

Opis ten znajduje się w: List Sługi Bożej Anieli Róży Godeckiej do Elekty Stanisławy Muśnickiej, Częstochowa, 11 września 1926 r., rps, kopia w AZCz.