Duszpasterstwo Powołań Honoratki

EDK ze św.Józefem

EDK ze św.Józefem

" Nie sposób nie podzielić się kolejnym przejawem obecności św. Józefa w moim
życiu, a mianowicie Ekstremalną Drogą Krzyżową, na którą niezamierzenie wybrałam się w
dniu imienin św. Józefa, tj.19.03.2021.
Uwaga! Niniejszy tekst warto przeczytać do końca, aby nie wysnuć pochopnych wniosków;)
Już kilka razy w swoim życiu byłam na EDK, niemniej jednak w minionym roku – gdy
pandemia jakoś tak nas dopadła i odprawiłam EDK tylko w przydomowym ogrodzie to
pomyślałam, że nie wiem czy kiedyś będę mieć siłę, żeby wybrać się jeszcze raz na taką
drogę.
11.03.2021 Otrzymałam sms z linkiem do trasy zielonej EDK. I pytanie: „Idziesz z nami?”
Wówczas podziękowałam za zaproszenie i odmówiłam, niemniej jednak bliżej tego terminu
stwierdziłam, że może się wybiorę…
W piątek, 19.03, ok.19 miałam być u koleżanki, która załatwiła nam transport na miejsce
startu, gdzie o 20.00 miała być msza przed Drogą. Jak to często bywa, wyszłam z domu na
ostatnią chwilę i żeby zdążyć na autobus trzeba było trochę podbiec. Tutaj, na szczęście się
udało i ok.19 byłam u koleżanki. Niemniej jednak, zanim w ogóle dojechałyśmy na trasę mnie
już bolały nogi… Co więcej, w drodze zaczął sypać śnieg, a dziewczyny mówiły, że w nocy
ma być temperatura poniżej 0 stopni. Obawiałam się chłodu i wzięłam jakieś ciepłe ubrania,
przy czym miałam świadomość, że odczucie zimna może się pojawić, co nie napawało
optymizmem. Dotarłyśmy pod kościół, w którym miała zaczynać się Droga Krzyżowa „na
styk”, a tu wszystko pogaszone, przy czym przed kościołem spotkałyśmy paru ludzi i okazało
się, że ksiądz już jedzie i za chwilę będzie msza. Po mszy było wspólne zdjęcie, rozdanie
zestawów startowych, przygotowanie do startu i start. Już na stracie było mi zimno… a
przejście od kościoła do pierwszej stacji, odległej jedynie o 400m dało mi do myślenia, że to
dopiero początek, a przed nami jeszcze 39,6 km… Trasa wiodła w dużej mierze przez pola,
lasy, uśpione wioski. Co jakiś czas było słychać szczekające psy, a w pewnym momencie na
trasie spotkałyśmy też luźno biegające czworonogi. Boję się psów, więc tego typu atrakcje
raczej nie są dla mnie miłe. Czasem szłyśmy asfaltem, czasem polnymi drogami. Śnieg pod
stopami się skrzył. Było cicho i pusto. Czasem monotonnie idąc przez las – droga mi się
dłużyła. Niemniej jednak, swoim tempem szłyśmy do przodu, z każdym krokiem będąc bliżej
celu. Po 12 godzinach, po nieprzespanej nocy, zmęczone i zmarznięte (nad ranem było
najbardziej zimno) dotarłyśmy do celu.
Niby nic, zwykłe przejście trasy. Udało się! Jednak chciałabym się z Wami podzielić czymś
więcej…
Już sam fakt, że ktoś zaprosił mnie na EDK jest zastanawiający. Osobiście, w tym roku nawet
nie sprawdzałam tras i nie ujmowałam EDK w swoich planach. Jednak otrzymany sms, to
może trochę tak jak ziarno z niedzielnej Ewangelii, które wpadło w ziemię i czekało, aby
wypuścić korzenie. Gdy 19.03 uświadomiłam sobie, że to imieniny Józefa- tak sobie jakoś
połączyłam fakty, że to może on mnie zaprosił. A co więcej, zorganizował nawet transport na
miejsce startu. Msza na rozpoczęcie Drogi Krzyżowej była piękna i w kameralnym gronie.
Ksiądz był sympatyczny i choć nie wybierał się z nami w trasę to czułam, że będzie z nami
duchem.

Gdy ruszyłyśmy, przyznam że dla mnie faktycznie pierwsze kilkaset metrów było chyba
najtrudniejsze. Już na starcie- trochę zmarznięta i zmęczona bałam się jak to będzie dalej
wyglądać, czy się gdzieś nie zgubimy, czy nie będzie gdzieś jakichś psów, które mogłyby
zrobić nam krzywdę. Na szczęście tej nocy św. Józef czuwał nad sytuacją. Opis trasy, który
otrzymałyśmy na początku był rzetelny i dokładny, więc idąc za instrukcjami
odnajdywałyśmy kolejne stacje. A w chwilach zawahania pomagał nam także świeżo spadły
śnieg, dzięki któremu na wątpliwych skrzyżowaniach patrzyłyśmy, w którą stronę szły ślady
tych, którzy byli przed nami. A propo stacji - piękne było to, że każda z nich była przy
jakimś przydrożnym krzyżu. W nocnej ciszy słychać było poszczekiwania psów. Większość z
nich szczekała do nas zza płotu, niemniej jednak, gdy raz miałyśmy bliższe spotkanie z
czworonogami, które stały przy drodze to w myślach mówiłam tylko „Święty Józefie- opiekuj
się nami”, no i tak jakoś pokonując własny strach udało się bezpiecznie przejść obok
zwierząt.
Na EDK warto mieć ze sobą krzyż. Przed drogą w żaden się nie zaopatrzyłam, niemniej
jednak ciesielskie oko św. Józefa przyczyniło się do tego, że z gałązki sosny udało się
przygotować mały, drewniany krzyż.
Trasa wiodła pośród pól i lasów oraz, co jakiś czas, przez ludzkie osady. Dawała możliwość
wyciszenia, kontemplowania otaczającej przyrody i pomedytowania nad słowami, które
czytałyśmy w rozważaniach przy stacjach – dotyczącymi pięknych ludzi. Czułam się
bezpiecznie.
Było mroźno, niemniej jednak w czasie marszu nie było czuć chłodu, a tak właściwie przez
większą część trasy było mi, o dziwo, ciepło. Trochę zmarzłam na postoju jedzeniowym oraz
nad ranem, gdy słońce nie wyszło jeszcze ponad widnokrąg, jednak i to udało się przeżyć.
Fajne było też to, że ze współtowarzyszkami nigdzie nie musiałyśmy się spieszyć i mogłyśmy
iść swoim tempem, zwłaszcza że powiedzmy ostatnie 10km szłyśmy jakoś tak długo jak 20
pierwszych km… Jednak nie to było najważniejsze
Gdy dotarłyśmy do celu Drogi to, gdy czytałyśmy ostatnie rozważania dołączył do nas
chłopak z psem, który potem puścił nam jeszcze do posłuchania piosenkę o Duchu Św. –
hmm, może św. Józef też „maczał w tym palce”.
Piękny człowiek – dojrzały, dobry, odważny, idealista, który żyje pełnią życia, jest otwarty na
zmiany, angażuje się w swoje działania, dąży do świętości, służy innym. Myślę, że św. Józef
jest przykładem takiego właśnie człowieka. Co więcej, myślę że zaprasza każdego z nas żeby
stawać się pięknym człowiekiem."

(J.K.)