Czy zdarza Ci się patrzeć przez okno z myślą, że zaraz, za chwilę coś się wydarzy? Może tak, może nie…
Ja tak mam zwłaszcza wieczorami, jak już się wszystko w domu uspokoi. Wtedy „słyszę”, że moje serce czeka. Nie, nie mam „głowy w chmurach” i nie biegam od sanktuarium do sanktuarium, żeby „poczuć” duchowo mocniej i więcej, żeby poczuć się lepiej. W zasadzie to dobrze się czuję z tą świadomością, że moje serce czeka. Wstaje zatem rano i po domowych obowiązkach – szkoła. Potem codzienność. Życie mnie wciąga na „,maxa”, angażuje myśli, wolę, uczucia. Ale i tak wiem, że serce moje czeka.
To źle, że mam takie niespokojne serce? Zdarzyło mi się słyszeć dobre rady z serii: co Cię się może jeszcze lepszego wydarzyć? Jesteś młoda – łap życie, lepszego niż teraz nie będzie… Czy rzeczywiście? Przecież ja chcę więcej!
Czy tak samo myślała Dziewczyna z Nazaretu te 21 wieków wstecz? Nazywam ją często Dziewczyną Odważną, Dziewczyną z Sercem Niespokojnym, Kobietą z Ziemi i Nieba. Maryja miała adwent kilkunastoletni, taki czas przygotowania na najważniejsze – na odczytanie misji, zadania, płynącego prosto z Serca Boga. Mój trwa już nieco dłużej, ale wiem, że się doczekam. Bóg nie marnuje słów i obietnic. Jest prawdomówny, powiedział, że przyjdzie – to przyjdzie! I usłyszę swoją misję. Wielkie rzeczy mi Pan przygotował, więc moje serce czeka… MARANA THA!
s. Cecylia